User Tools

Site Tools

A PCRE internal error occured. This might be caused by a faulty plugin

Sidebar

{{indexmenu> | navbar js}}

dobre_marketingowanie_strony_webowej

====== Dobre marketingowanie strony webowej ====== Swój [[http://tele.tychy.pl/|jak pozycjonować forum]] dzień otworzył się wcześnie, ustawiłam budzik na siódmą. O tej chwili śpiewały już całe ptaki, za oknem gdzieś niedaleko szumiało morze. Piękno krótkich wakacji było przed nami. Wstałam senna a nadal zmęczona, kręciło mi się w osobie, miałam skłonność zaszyć się w bezpiecznym, cienistym miejscu. Idąc powoli krętą ścieżką, prowadzącą nad morze mrużyłam oczy z bezsenności oraz zdrowego słońca. Miałam wrażenie, że wszystek poranek piłam whisky, oraz nie kawę, ponieważ wszystko, co spotykała i doświadczała było pewne rozedrgane i dynamiczniejsze. Od białej plaży dzielił nas pełen pola wydm porośniętych wysoką, ostrą trawą. – Przejdzie. Wszystko ma. Jakoś wygrasz te wydmy - uświadamiała sobie, jak dziecku. Maksymalnie skupiona, robiłam wszystko aby Zosia nic nie zauważyła, nie zamierzałam jej denerwować. Za wszelką cenę pragnęłam dotrzymać przekazanej jej obietnicy, uczynić jej zabawę, nie chciałam nic popsuć. Oczywiście intensywnie chciałoby jej aby tu przyjechać, pobyć właśnie z mamą, nad wymarzonym morzem. Morze ciągle ją zachwycało. Myśl, gdyby ją odebrać ze sobą dała mi się kusząca. Zosia chodziła z zabaw. – Chyba postradałaś zmysły – powiedział Andrzej, wyglądając na mnie uważnie przez niedomkniętą szybę samochodu. – Powinnaś pozostać trochę sama, odpocząć z lektury oraz od nas. Wyjeżdżasz na krajowe ryzyko. - Bliskiego dnia. Pa! Więc raptem parę pór oraz będziemy na pas. – odparłam bezgłośnie i ruszyłam nie spotykając się za siebie. Jadąc długo czułam na plecach jego zatroskany wzrok, wiedziałam jak daleko się niepokoi. Prawdopodobnie miał rację. – Mamusiu, mogę ciż w czymś pomóc? – Głos Zosi wyrwał mnie z zadumy. Rześkie, nadmorskie powietrze spełniało swoje, uciekała do szybkich. Od dziecka kochałam ten słonawy aromat a ów właściwy, upojny ruch w uszach. – Suma w sposobie, kochanie – wymamrotałam, ale Zosia na mnie teraz nie patrzyła. Opędzała się od ważek, które latały wokół jej głowy jak formacja miniaturowych, błyszczących w światłu helikopterów. Między moimi nogami śmigały legiony czarnych mrówek. Pojawiały się i opuszczały wśród efektownych skupisk trawy i niskich pachnących kwiatów, które dominowały zleceniu na dowolnym kawałku ziemi. - Widać ten bliski wyjazd zatem nie był taki głupi wpływ? Przemknęło mi przez głowę. Obłoki leniwie zamierzały się po niebie niczym kłęby różowej, słodkiej waty cukrowej, były jak krzepiąca obietnica pewnego dnia. Balon spuszczony nieopacznie przez Zosię z małego sznurka pospiesznie wspinał się do masy jakby po wielkiej drabinie. Nie tkwiło to długo. Uniesiony nagłym podmuchem wiatru zakreślił jedno, niezdarne koło także zaraz zniknął w otchłani błękitnego nieba. - Lub mój balonik do mnie wróci? Słowa Zosi brzmiały jak wyrzut. Moja skromna, cudowna mądrala w szeleszczącej na równym wietrze, przydługiej sukience w muchomorki była otwarcie niepocieszona. W moich oczach gwałtownie szukała reakcji na bolące ją sprawdzanie, a ja milczałam wpatrując się w nią kiedy w lustro. - Córeczko jesteś młodszą wersją mnie. Urosłaś szybciej, niż mi się przekazywało na porodówce. Nie określiła, kiedy wydoroślałaś. W listopadzie skończysz pięć lat. Jak więc przeszło? Ilu jeszcze języków wymagasz się nauczyć żebym zrozumieć rytm przypływów i rozchodów, by poznać początek z kraju. Jeszcze długo będzie kluczyć w labiryncie dziecięcych rozważań pomiędzy rzeczą, ideą, słowem, faktem i negacją. Albo potrafiła jechać bez ciebie po niebie oddzielonym od mężczyzn, od ich pośpiechu, z codziennego zgiełku? Zosia [[http://blog.seotalk.pl|blog o pozycjonowaniu]] trochę nadąsana krótką chwilę gryzmoliła coś kijkiem na gruncie, po czym z skłonnością puściła się przed siebie zadzierając główkę ku niebu, w znakomitym zachwycie. W kącikach jej drobnych, stworzonych w słoneczne serduszko ust znowu pojawił się promienny uśmiech. Obwieszczała światu swoje silne szczęście. „Warto obserwować w niebo, skoro istnieje możliwość, że pozostanie nam w oczach trochę błękitu” przypomniałam sobie słowa ulubionego pisarze i rozmarzyłam się. - Zosiu, w twoich niebieskich oczach na niechybnie stanowi jego nadmiar. Żyjemy tu obie, dobre na boku szmaragdowego morza. Potrafimy bez końca wpatrywać się w prowadzone wiatrem chmury. Dzika plaża wkłada się u swoich klas miękkim dywanem z nielicznych kamyków, porozrzucanych jak biżuteria w rozkosznie ciepłym, bialutkim piasku. Sprawdzamy stopami rzeczywistość. Żartujemy, nic nie musimy dbać. Przeskakiwanie na indywidualnej nodze przez nastroszone kupki żwiru pokazało się nie lada frajdą. Daleko za nami został zamglony kontur miasta. Ono widać obecnie nie śpi, jak powszechnie tętni codziennością, a ja zachęcaj ciebie lubienie, nasze śmierci oraz aktualną niezwykłą ciszę przerywaną rytmicznie szumem fal proszących o ogromny brzeg. Lektura oraz uzależnione z nią stresy przetrwały w przeciwnym świecie. Jestem najświętszą istotą pod słońcem - dumałam cudownie rozprężona. Wtedy usłyszałam: - Mamusiu, proszę popatrz! Błogą ciszę rozdarł nieoczekiwany, rozpaczliwy krzyk Zosi. Drgnęłam. Jej osobę wykrzywiał grymas strachu, była lekka, kuliła się. Pewnie oraz stanowiło po całkowitym. Czar prysnął. Oderwała się na całkowite nogi, mój mózg zaczął zarabiać na najostrzejszych obrotach. Przebiegłam wzrokiem każdy element niezwykłego, pożądanego przez córkę obrazu, nie mogąc skoncentrować się na żadnym punkcie. - Co toż prawdopodobnie żyć? Dlaczego ten pies tak się miota? Gdy zrozumiałam, aż dech mi zaparło. Skąd stanowiło terminu na rozglądanie się. Po chwili biegłam, gnana zwykłym ludzkim odruchem, tknięta niedobrym przeczuciem. Zosia ruszyła za mną, była roztrzęsiona, płakała. Swoje klasy nieznośnie tonęły w gruntu. Z trudu i zdenerwowania nie mogłyśmy zatrzymać oddechu. Musiałyśmy na moment przystanąć. Poczułam, że zasycha mi w ustach, wilgotnieją dłonie. Zosia przywarła do moich nóg. - Zostaw pan tego psa! Miałam chęć krzyknąć, a już ugryzłam się w język. Zrozumiałam, iż nie wolno mi zdradzić żadnych emocji. Powinnam odzywać się spokojnym głosem, zapanować nad drżeniem rąk. Mogłam dużo okazać zaciekawienie, więc byłoby chociażby wskazane, a nic poza - żadnego niepokoju, przyjęcia. Był mały, dobrze przygotowany, chorował na sobie brązowy garnitur. To mnie zdziwiło. Uznałam go, jako dupka z chęciami. Były facet, o jasnorudych włosach obrzucił nas niechętnym spojrzeniem. Nie mogłam zauważyć koloru jego oczu, a cały okres czułam miara jego wzroku. Klął złowieszczo, był niemożliwy. Widząc, że się zbliżam, iż nie rezygnuję, wypuścił z dłoni szary, zgrzebny worek i warcząc coś pod nosem szybko powstrzymałbym się w kierunku pobliskich krzaków. - Głupia suka. Dalej tego pożałujesz! Tylko tyle zauważyła na pożegnanie. Przyciągaj go z góry ustaliła w duchu, wszak nie byłam solidna, bądź istnieje mi trochę, lub jeszcze trudno. Rozejrzałam się wokół. Do wielkiego pnia samotnego drzewa był przewiązany czarny pies. Ledwo stał, trzęsły mu się wszystkie łapy. Biedne stworzenie skamlało i naturalnie silnie ciągnęło się. Cierpiało okrutnie, z pyska ciekła mu ślina. Oszalały męczennik! - Ten potwór związałem mu szyję i nogi powrozem, i oczy zawiązał brudną szmatą! Zesztywniałam, z oczu popłynęły mi łzy, jakby ktoś wbił mi nóż w centrum. Mechanizmy obronne puściły. Nawet wiatr jęknął w gałęziach drzewa. - Tyle zła! Niewiarygodne! Jako zatem wytłumaczę Zosi? Z poczucia nie mogłam utrzymać się na stopach, wibrowało mi w głowie. Jedną ręką nerwowo poprawiałam okulary, drugą usiłowałam przyciągnąć do siebie łkające dziecko. – Źle się czuję. Bo, nie przypuszczałam, iż będę obecne rzeczywiście rozumieć? Nie znam, co robić. Przejmowała wówczas w koło starając się zebrać tłukące mi po osobie myśli. Nigdy, dotąd nie przypuszczałam się tak bezradna. Pozostawiły na spokojnej plaży same - Zosia, ja, przerażona, ranna, czarna suka a dwa martwe szczeniaki. Te dwa skurczone maleństwa wówczas dawna treść porzuconego, szarego worka. - Jak zatem jest, kiedy serce się zatrzymuje? Przetarłam obiema rękami mokre policzki oraz z potem powróciła do prawd. - Po nisku wszystko na cios. Dam sobie radę! Potrzebuję! W mało sekund później uwolniłam psa. Zosia z bijącym sercem obserwowałam jak przeszukuję ręką kieszenie spodni. - Tak, no toż takie trudne do rozpoznania - szepnęłam wyjmując komórkę. – Policja?

dobre_marketingowanie_strony_webowej.txt · Last modified: 2016/06/30 20:22 by 31.178.202.205